Wspomnień czar Mont Blanc 2001

Relacja z ze szkolnej wyprawy na Mont Blanc 2001

W dniach 25.06 – 01.07. 2001 r. grupa śmiałków z V L.O. w Dąbrowie Górniczej przeżyła najwspanialszą przygodę swojego życia. Stali się jednymi z nielicznych, którzy mieli możliwość postawienia stopy na najwyższym szczycie Europy- MONT BLANC

Wszystko rozpoczęło się wraz z dniem 1 września 2000 r., kiedy to Tomasz Nita, nauczyciel w naszej szkole postanowił zorganizować wyprawę w Alpy francuskie. Na pierwszym zebraniu chętnych nie brakowało, ale na kolejnych zjawiało się ich coraz mniej. Odstraszało wiele czynników, to nie wyprawa dla ludzi o słomianym zapale, trzeba jeździć na przygotowania i szkolenia w Tatry, chodzić na cotygodniowe zebrania i przede wszystkim wysupłać na 10-dniową wyprawę 1600 złotych. Finanse były największą przeszkodą. Po kilku tygodniach ukształtowała się kilku osobowa zwarta grupa młodzieży-fascynatów przygód.

wtorek, 26 czerwca 2001

Jesteśmy w Chamonix od 25.06. Cały wczorajszy dzień spędziliśmy na zwiedzaniu turystycznego miasteczka, ale skończył się czas na relaks.

Wczesnym rankiem wyruszyliśmy pod stację kolejki wiodącej na lodowiec Mer de Glace. Po kilkunastu minutach jazdy wysiedliśmy przy schronisku na wysokości 1900 m.n.p.m. Stąd droga do samego lodowca prowadziła nas pionowymi drabinkami przytwierdzonymi do skał. Schodzenie w dół utrudniał paraliżujący strach, który odczuwaliśmy gdy tylko spoglądaliśmy pod nogi. Potem już tylko lód, kilka godzin upłynęło na rozważnym stawianiu stóp, jeżeli nie na powierzchni zamarzniętej wody, to na ogromnych kamieniach. Dotarliśmy następnie pod skały, na które jedyną drogą dotarcia były znane nam już dobrze drabinki. Tym razem jednak wspinaliśmy się do góry. Jeszcze gdzieniegdzie skały, pomiędzy którymi trzeba się sprytnie prześliznąć i już droga pod samo schronisko. Tam czas na zasłużony odpoczynek i rozłożenie namiotów. Zapowiadała się piękna noc pod skałą, wśród śniegu na 2800 m n.p.m.

środa, 27 czerwca 2001

Poranek przywitał nas rześkim powietrzem i okrzykiem „wstawać” prof. Nity. Szybkie ale solidne śniadanie postawiło nas na nogi. Potem zręcznie włożyliśmy uprzęże i połączyliśmy się linami w trójki lodowe, aby osiągnąć wysokość 3200 m., lecz i tym samym poćwiczyć asekurację lotną. Gdy tylko powróciliśmy na miejsce noclegu czym prędzej poskładaliśmy namiot i wybraliśmy się w drogę powrotną. Jak dotąd sprzyjała na aura, jednak tym razem pogoda zaczęła się szybko psuć. Dotarcie do stacji kolejki utrudniał deszcz, burza i sam lodowiec rozstępujący się pod wpływem wody. Naszym celem było zejść do Leo Drus gdzie na polu namiotowym wcześniej pozostawiliśmy namioty i samochody. Przemoknięci, głodni i bardzo zmęczeni dotarliśmy na miejsce po męczącym marszu..

czwartek, 28 czerwca 2001

Wspaniały i zbawienny dla nas jak i dla naszego ekwipunku dzień odpoczynku. My leczyliśmy obolałe stopy, gdy tymczasem nasz sprzęt suszył się w wędzarni. Po południu jeszcze krótka wycieczka do Chamonix, jakieś małe zakupy i sprawdzenie cen wypożyczenia czekanów i raków. Przed nami ostatnia ciepła noc przed wyprawą na Mont Blanc. piątek, 29 czerwca 2001.Wyruszamy na zdobycie najwyższego szczytu Europy.

Pierwszym etapem był wjazd kolejką na wysokość … , tam przesiadka do górskiego tramwaju, który wjeżdżając na wys. … m jest tutaj ostatnim udogodnieniem jakie daje nam technika. Stąd do wyznaczonego celu, czyli schroniska De Refu możemy dostać się już tylko o własnych siłach, kilka godzin upływa na pokonywaniu połaci śniegu przeplatanych kamiennymi fragmentami. Ten odcinek drogi nie sprawił na większego problemu. Wczesnym wieczorem w komplecie zaczęliśmy rozkładać obóz w śniegu. Nocleg na wys. 3200 m n.p.m. stał się dla nas niezapomniany. Mogliśmy przed snem oglądać cudowne krajobrazy i poczuć że chmury są gdzieś pod nami, a zarazem jakby na wyciągnięcie ręki. Ten dywan chmur i ostre szczyty Alp wydostające się z ponad niego przeniosły nas w świt marzeń.

sobota, 30 czerwca 2001

Ten etap można nazwać najtrudniejszym.

Po pozostawieniu większości sprzętu w utworzonym wczoraj obozowisku wyruszamy do schroniska Gutier. Trasa jest bardzo niebezpieczna już na przełęczy zaskakuje nas deszcz skalnych odłamków. Podczas dalszej drogi kilkakrotnie musimy przywierać do skał chroniąc się przed małymi kamieniami lecącymi z ogromną prędkością. Cały ten etap to praktycznie wspinaczka. Miejscami jest bardzo niebezpiecznie dlatego poprowadzono linki, do których dopinamy się dla lepszej asekuracji. Dodatkową komplikacją są ciągle mijane grupy turystów. Po trudnej fizycznie wspinaczce dochodzimy do Gutiera położonego na wysokości 3800 m. Rutynowo rozkładamy namioty i spożywamy posiłek, tymczasem ustalono, że za kilkanaście minut wyruszamy na atak szczytu. Powodem są szybko zmieniające się warunki atmosferyczne. Czym prędzej przygotowaliśmy się do dalszej drogi zabierając tylko niezbędne rzeczy. Powiązani linami w trójki lodowe wyruszyliśmy na zdobycie Mont Blanc.

Droga do schroniska Vallot to już tylko i wyłącznie śnieg bijący w oczy nieskazitelną bielą. Krótki odpoczynek na zebranie sił i wyruszamy dalej.

By dojść do szczytu trzeba iść niebezpieczną granią, dlatego w pełni skoncentrowani stawiamy kolejne kroki. Jeszcze kilka metrów i o godzinie 1810 jesteśmy na wysokości 4807 m n.p.m. Cały świat leży u naszych stóp. Przyszedł czas na wzajemne gratulacje i radość. Spełniliśmy nasze wielkie marzenie. Teraz musimy powrócić do obozu i zasłużenie odpocząć.

niedziela, 1 lipca 2001

Zwijamy namioty pakujemy cały sprzęt i schodzimy do kolejki. Nasza wyprawa powoli dobiegła końca – myślimy pokonując kolejne metry szlaku. W ostatniej chwili wbiegamy do wagoniku i odjeżdżamy tęsknie spoglądając za znanym nam krajobrazem. Gdy już jesteśmy na polu namiotowym czym prędzej zajmujemy prysznice a potem zabieramy się do zjedzenia porządnego posiłku. Zasypiamy troszeczkę smutni, że jutro wracamy do domu, do szarej rzeczywistości.

Jagoda, Magda